piątek, 20 listopada 2009

("Avanti") Naprzód Janów!

Nazwa lokalu jest też prześwietnym cytatem z "Seksmisji", gdzie Jerzy Stuhr z tym właśnie okrzykiem na ustach rzuca się na usta perfidnej opresorki. Jak sama nazwa wskazuje mamy do czynienia z jedna z 1473848347234023748236543056450358023 restauracji włoskich. Nie wiedzieć czemu kuchnia włoska zdobyła sobie wyjątkową popularność na świecie i teraz w tym luksusie musimy się marnować.
Sam lokal skoro już o nim mowa, jest stosunkowo niewielki o ciekwaej konstrukcji architektonicznej, część pomieszczenia jadalnego jest położona wyżej od reszty. Jako, że ja i współautorka blogaska wysoko nosimy głowy, miejsce na podwyższeniu zostało przez nas zaanektowane. (zwracam uwagę na mą wyśmienitą znajomość strony biernej) Uwaga dla czytających pań - podszedł pan kelner nieziemskiej urody ("Milano" panie, "Avanti" panowie - wierni czytelnicy oczywiście rozumieją o co chodzi). Nadszedł czas złożenia zamówienia... Skoro restauracja włoska, na pierwszy żoładek zuppa pomidorrowa została zaordynowana, na drugie zdecydowałem się na pstrąga całego. Wtem! Zagrały fanfary, niebo się otworzyło i arcyprzystojny pan kelner w miłej rozmowie zasugerował wybór łosiosia. No dopsz, różowa ryba to to co my tygrysy lubimy. (Maleńka dygresja, wśród rybożerów istnieją dwie frakcje, kochająca łososie i wręcz przeciwnie, nie wiem dlaczego róź wzbudza takie emocje - wzmianki o tym można znaleźć m. in. w "Torpedzie w celu" B. Romanowskiego)
Czekanie zwyczajowo umila miła rozmowa z niemalże legandarną już współautorką blogaska. Po omówieniu kilku spraw, zuppa pojawiła się na stole. Zuppa prezentowała się pod postacią spodu podzuppnego, zuppy właściwej, białej plammy na zuppie właściwej oraz Zielonego Paprocha wyznaczającego centrum zuppy.
Była dobra.
Potem Nastał Łosoś.
Był dobry.
W pogoni za dobrami zdecydowałem się skosztować danie współautorki blogaska, schabu w sosie szpinakowym.
Był dobry.
Kilka miesięcy później dowiedziałem się, że miałem schabik zaledwie skosztować a nie zjeść połowę. Ups.

Oprócz supermetro panów kelnerów, kolejna rzeczą wybijającą się na plus są luksusowe toalety godne apartamentów króla.

Słowo na zakończenie, "Avanti" to lokal jakich wiele, który w pamięć nie zapada. Cała otoczka: miejsce, kelnerzy, toalety to poziom mistrzowski, ale jedzienie po prostu jest dobre (a my chcemy się jedzeniem zachwycić, znaleźć natchnienie, zburzyć Mur Berliński, wykopać pięciometrowy rów na akord itd.). Je się bez wielkich uniesień, nie pozostaje zbyt wiele w pamięci, lokal można dołączyć do kolekcji zwiedzonych, ale czy zaczepić się tam na dłużej to już pozostawiam do oceny własnej.

Reasumując: wystrój Cichy Bob, obsługa Jay, papu Metatron (Boga niegodne ale głosu Boga i owszem), ceny Atak Rosomaka.

Jeść czy nie jeść: Jeść.

Linka do "Avanti" http://www.avanti.szin.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz