wtorek, 24 listopada 2009

("Ładoga") Bujane papu

"Ładoga" to m. in. jezioro, rzeka, statek i restauracja. Dziś skupimy się na tych dwóch ostatnich bowiem nasze miejsce orgii kulinarnej in spe znajduje się właśnie na statku o tej właśnie nazwie.
Zaniepokojonych uspokajam, statek jest zacumowany u nabrzeża i absolutnie, ale to absolutnie na nim nie buja, za wyjątkiem chwil gdy przepłynie motorówka obok wzbijając wielkie fale, nawet wtedy wrażenie kołysania jest minimalne. Sama restauracja znajduje się na rufie (z tyłu) jednostki pływającej (chwilowo w miejscu). Ważna rzecz - osoby wysokie będą czuły się nieswojo idąc korytarzem, jego wysokość z trudem dwa metry przekracza.
Co do wystroju wizualnego, jeśli jest to mi umknął. W zamian za to otrzymujemy muzykę, muzykę proszę Państwa rosyjską ("Ładoga" serwuje kuchnię rosyjską). Miałem przyjemność odsłuchać najbardziej niedobranego dokotletowego setu muzycznego. "Ładoga" to muzyczny eklektyzm, możemy usłyszeć utwory od "Nas nie dogoniat" przez "Kalinkę" do "Wielkiej wojny ojczyźnianej". Nie ma jak słuchanie, co też zrobimy faszystom, jak ich złapiemy. I to wszystko w czasie jedzenia. Cóż jak to mawia Kasia Nosowska: "Taka karma".
Po znalezieniu miejsc, (tuż obok bulaja) pani kelnerka zjawia się pełna zapału i ochoty, i oczywiście chęci spełnienia wszystkich marzeń, nawet tych najbardziej wyszukanych. ("Milano" nadal na czele) Tego dnia zamarzyłem sobię zuppę grzybową oraz "Różyczkę z łososia". I tutaj mała uwaga, w opisie dania znajduje się słynna już fraza "gotowane ziemniaczki".
Czas oczekiwania na samkołyki umiliła zwyczajowa rozmowa ze współblogusiującą toteż odniosłem wrażenie zdecydowanej dylatacji czasu (ale w tym pozytywnym znaczeniu). Zuppo przybywaj! Zuppa przybyła, zobaczyła i zwyciężyła. (Zuppa veni vidi vici) Bardzo dobra, bardzo grzybowa, bardzo zacna, bardzo godna polecenia. Po tak miłym entre, można było się spodziewać czegość po prostu wspaniałego...

A tak zapomniałem, że nie prowadzę reklam. Niestety z głębokim żalem muszę stwierdzić bardzo słabą jakość dania. Łosoś był niezwykle suchy, nawet obfite skropinie go sokiem z cytryny niewiele dało. Niestety mimo wybitnie wodnego otoczenia, zaserwowana ryba była najgorsza jaką do tej pory jadłem. Dodatkiem były "gotowane ziemniaczki", owszem "ziemniaczki" ale "gotowane" to już nie bardzo. Ponieważ to był już drugi taki przypadek, zastanawiam się nad tym interesującym trendem niedogotowywania potraw. Może to jakaś moda, której nie jestem świadom? Po czymś takim człowiek zapomina o pysznej zuppie.
A teraz najboleśniejsza rzecz. Toaleta. Muszę to powiedzieć, toaleta która zwiedziłem to była najbardziej korporacyjna toaleta jaką kiedykolwiek widziałem. Zero klimatu, a naprawde w tej dziedzinie można się postarać, bo jak tu się relaksować w miejscu które przypomina kierat? Papier nieszary.

Reasumujemy: papu Titanic na dnie, wystrój Ładoga na cumie, obsługa Titanic na chodzie, ceny góra lodowa (mogą zatopić).

Jeść czy nie jeść: na własne ryzyko

Linka: http://www.ladoga.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz