niedziela, 30 maja 2010

("Don Vittorio") Ku pamięci

Witajcie drodzy blogaskomaniacy. Pierwszą rzeczą, którą chciałbym wyjaśnić, to powód długego braku aktualizacji blogaska. Dzień 10 kwietnia 2010 roku na trwałe wpisał się w heroizm polskiej hagiografii. Niesmacznym byłoby celebrowanie radości w czasie gdy miliony Polaków patriotów przeżywa zadumę żałoby co znakomicie przedstawił film "Solidarni 2010". Pogrzeb na Wawelu, saluty armatnie czy kondukt to nieliczne z zaszczytów jakie spotkały śp. Prezydenta. W mojej głowie kłębiły się myśli jak wpisać się w obraz polskiej patriotycznej jedności, tak by powaga szlachetnego majestatu Pierwszego Obywatela została odpowiednio uczczona. Po długiej zadumie, namyśle, rozważaniach stwierdziłem rzecz następującą - wybiorę się do lokalu, w którym wieczerzał sam spadkobierca tradycji Piłsudskiego!

Z pomocą przyszły mi google, po zadaniu odpowiedniego zapytania i rozważeniu położenia geograficznego, oczom mym ukazała się następująca propozycja - "Don Vittorio" w Gorzowie Wlkp. Nietrudno się domyślić, kiedy nastąpiła ów wizyta, zapewne za czasów panowania Kazimierza "Yes yes yes" Marcinkiewicza, gorzowianina z krwi i kości a także męża pięknej i utalentowanej Isabel.

Już pierwszy rzut oka na lokal, pozwala niejako automatycznie dodać przymiotnik "prezydencki". Drzwi do lokalu są szklane, z masywną rączką tak naprawdę przypominającą bank a nie restauracje. Zaraz po wejściu kolejna niespodzianka, wpadamy w dłonie osoby rozprowadzającej, która szybko i sprawnie kieruje nas do sali jadalnej po uprzednim odebraniu płaszczy. Faktycznie można poczuć się prawdziwie prezydencko. (Wkręcę na marginesie, że premier nie jest godzien goszczenia w lokalu o takiej patriotycznej klasie). Wystrój lokalu przywodzi jednoznacznie zgadza się z ideą polskiego, patriotycznego pomieszczenia jadalnego - drewniane stoły, białe obrusy, delikatnie skomponowane pastele. Lokal również posiada taras, który można opisać jednym prostym polskim słowem - husarski. Zdaje się być uskrzydlony, będac na nim patrzymy na wszystko z góry niczym husarz ze swojego polskiego rumaka (tu wkręt historyczny - sejm I RP zakazał eksportu konia polskiego). Obsługa polska, sarmacka tyle mogę rzec. Zjawia się szybko, zamówienie stenografuje z zatrważającą prędkością, miła, konkretna i uprzejma. Rewelacyjna bo polska.

Karta menu niezwyke wytworna, przywodzi na myśl polskie "Kroniki" Długosza, starannie wykonana, pięknie napisana. "Don Vittorio" co prawda jest restauracją włoską, ale wiemy doskonale, że "... z ziemi włoskiej do Polski". Wszystkie dania w karcie są przetłumaczone na polski! Coż za patriotyzm! Uniesiony miłością do Ojczyzny zamówiłem "Zuppa di cipolle", które mimo tajemniczej nazwy okazało się wspaniałą polską zuppą cebulową ze wspaniałej polskiej cebuli. (Tylko w Najjaśniejszej Rzeczypospolitej rośnie najlepsza cebula) Danie drugie urzekło mnie nie tylko nazwą "Lucioperca al porcini", ale również tym, że skąłdała się z patriotycznie polskich produktów: sandacza i sosu borowkowego plus dziki ryż, plus warzywa gotowane. (Kolejna maleńka dygresja, już jeden z Krypty Wieszczów pisał: "Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną, do dzwonka sandacza w sosie borowikowym utopioną"). Sarmacki kelner i piastowski kucharz uwinęli się błyskawicznie, dania pojawiły się bardzo szybko, aż można było się poczuć jak za Polski Jagiellonów.

Od tej chwili następuje coś, co możemy nazwać prawdziwą polskością - uczta najwyższych lotów. Jako dodatek do zup otrzymujemy koszyk pełen małych bułeczek z dodatkiem masła ziołowego.
Uczucie konsmupcji pieczywka jest tak wspaniałe, jak duma z rządów z lat 2005-2007. Sama zuppa prezentuje się równie wspaniale, na jej wierzchu pływa grzanka słusznej polskiej wielkości.
Smak zupy tu cudownie rozlewająca się po podniebieniu cebula w płynie, zdecydowanie godna polecenia, ale słusznie mamy wrażenie, że kucharz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Ryba w sosie borowikowym mili Polacy, jest jak PSL w 1947 - bohaterska, niezależna, niepodległa i za utrzymaniem Senatu. Smak sandacza to smak sandacza z wszystkimi niuansami przezentowanym przez tę rybę, a sos borowikowy wspaniale te cechy uwypukla, mamy mocny rybny smak ryby słodkowodnej - nie mam żadnych wątpliwości po konsumpcji tego wspaniałego dania (bo wiemy - sandacze żyja w wodach słodkich i słonych). Ze wstydem przyznaje się do grzechu - ryż posłużył mnie jako wypełniacz do sosu borowikowego, rewelacyjnego w swym polskim oddziaływaniu na polskie podniebienie. Warzywka gotowane skojarzyły mi się z królową Boną, Włoszką na naszej patriotycznej glebie.

Po tej prezentacji polskości, sądziłem że nic już mnie nie zaskoczy. I tu zaskoczenie - zaskoczyło mnie, Polaka z krwi i kości, matki chłopki i ojca inteligenta. Jeśli taras jest husarski, to toaleta szokuje ułańską fantazją. Toaleta mili Polacy jest patriotycznie eklektyczna o zniewalającym połączeniu m.in czerwieni ścian i bieli muszli klozetowej i papieru. Przyznam się szczerze i powiem jak Polak Polakom, to trzeba samemu zobaczyć. Powiem tyle, wyszedłem stamtąd z patriotycznymi łzami w oczętach polskich mych.

Na koniec mego wpisu następują oceny, tak będzie i tym razem, proszę o zachowanie nastroju skupienia i zadumy podczas czytania.
Papu jest najwyższej klasy, papu dla najszlachetniejszych takich jak śp. Prezydent RP Lech Kaczyński.
Wystrój lokalu swym ciepłem i delikatnością przypomina najczigodniejszą małżonkę prezydenta śp. Marię Kaczyńską.
Obsługa lokalu, jej jowialność i serdecznośc w lini prostej kojarzy się z działaczem społecznym wielkim posłem - śp. Przemysławem Edgarem Gosiewskim.
Ceny w lokalu to kwintesencja polskiej oszczędności wraz z polską gościnnością w czym ekspertem była nieodżałowana śp. Grażyna Gęsicka.

Jeść czy nie jeść: Jeść na rany Kmicica!

Linka do Don Vittorio tutaj