czwartek, 13 lutego 2014

("7th Street") Metal czarny, soft żelazny

Witajcie serdecznie drodzy blogaskomaniacy, jak zwykle po krótkiej przerwie. Jeśli niektóre osoby małej wiary zwątpiły w trwałość blogaska, to mogą porzucić swą troskę, blogasek był przedwieczny, jest i będzie. W trakcie przerwy między recenzjami, działo się oj działo. Powód przerwy w nieustającej kulinarnej podróży był niezwykle prozaiczny, przechodziłem bowiem bolesny rozwód. Straciłem niemalże caly majątek ruchomy czyli wszystek meble (co najważniejsze - straciłem fengszuji), ocaliłem jedynie swoje książki i komputer (dzięki niemu teraz mogę pisać). Na szczęście moich myśli nie zabierze mnie nic i nikt, zatem to co najcenniejsze (blogasek oczywiście) przetrwało i trwać będzie!

Veni

Dzisiejsza recenzja jest nieco inna niż zwykle, gdyż nie będzie o rybach, wszystkich zawiedzionych przepraszam. W trzecim najpopularniejszym mieście Wielkiejpolski, (dygresja - ile to ja już miast w swojej nieustającej podróży kulinarnej zwiedziłem: Stargard, Szczecin, Gorzów Wielkopolski, Poznań, Gdańsk) po Pile i Swarzędzu oczywiście, planowałem zwiedzić restauracje resuscytowaną przez Edytę Górniak polskiej sztuki kulinarnej. Ku mojemu zadziwieniu, wszystkie miejsca w owej restauracyji były zajęte, znaczy się ludzie w jakiś sposób dali się omamić TeFałeNowej propagandzie cywilizacyi śmierci. Przed pójściem do rzeczonego lokalu rozważałem możliwość spróbowania kuchni hamerykańskiej, jednakże na nikłość szans na takową sytuację pomysł został zarzucony, ale w momencie wzgardzenia moją obecnością w wyżej wymienionym lokalu, zupełnym przypadkiem okazało się, że w pobliży znajduje się restauracyja "7th Street", zupełnie przypadkowo serwująca dania kuchni hamerykańskiej. Nie zastanawiając się wiele...

Vidi

Po wejściu do lokalu spotyka nasz szok kulturowy, nieforemne stoliki, obrus w farmerską kratę i praktycznie każde odniesienie do hamerykańskiej popkultury wisi na ścianie np. Charlie Chaplin, Marylin Monroe, czy znak Route 66. Z głośników dobywają się obydwa rodzaje muzyki (klikać w linkę bo to klasyk!), co oczywiście dodaje hamerykańskiego klimatu. Jeśli chce ktoś poczuć namiastkę hamerykańskości w Polszcze to walić jak w dym do "7th Street". Dodatkowe wyjaśnienie, dlaczego kuchnia hamerykańska? Miałem chęć spróbować prawdziwego (mam nadzieję) hamburgera z prawdziwymi frytkami, a nie czegoś co serwują nam wszystkie fastfudy. I mówiąc prawdziwy hamburger mam na myśli porządną ilość mielonej wołowiny w potężnej bule.

Zdecydowanie Vici

Wracając do głównego wątku, po znalezieniu miejsca, niemalże natychmiast zjawił się kelner prześlicznej urody i co charakterystyczne dla lokalu ubrany zupełnie jak niekelner, był pewien problem w odróżnieniu go od gości restauracji. Otrzymałem menu i nie zawiodłem się, ociekało hamerykańskością od pierwszej do ostatniej strony, degustacyjne zamówienia obejmowało:
- Texas Burger BBQ Menu  - Sałata, ser cheddar, grillowany bekon, pomidor, czerwona cebulka, sos, BBQ (domowe frytki + Coleslaw) - oczywiście w rozmiarze dużym
-  Chicken Bryan - duża grillowana pierś kurczaka  z dodatkiem delikatnego koziego sera oraz suszonych pomidorów, podane z sosem maślano-cytrynowym, domowe frytki, surówka Coleslaw
- dzbanek lemoniady, takiej co hamerykańskie dzieci sprzedają w hamerykańskich filamch i serialach.

Na zamówione dania, trzeba było poczekać dość sporo czasu, co jest dobrym prognostykiem, na to że nie jemy w klasycznym fastfudzie. Prześliczny pan kelner zjawia sie ze sztućcami, po co sztućce do hamburgera można się zapytać (rzeczone sztućce masy przeciętnej, łatwe w operowaniu). Ta zagadka wyjaśnia sie chwilę później, ponieważ to co znajduje się na talerzu w ręce wziąć się jeszcze uda (ale z trudem), na pewno nie uda się tego ugryźć. Hamburger posiada rozmiar monstrualny, zaleca się używanie noża i widelca do konsumpcji. Zgodnie z oczekiwaniami, wołowina i inne dodatki sprawiają wrażenie świeżych i smakują adekwatnie, czyli znakomicie. Frytki zasługują na osobbe zdanie, jest ich dużo, są duże i lepsze od wszystkich frytek, na które można się nadziać (czasem dosłownie) w barach szybkiej obsługi, jak spróbuje się frytek z "7th Street" to już można odpuścić sobie wszystkie pozostałe. Jakby to było mało, Chicken Bryan jest jeszcze lepszy smakowo od hamburgera, normalnie Hameryka panie! Sałatka coleslaw wpisuje się w ogólny trend i również jest znakomita. Lemoniada podana w dzbanku, suto okraszona mietą to wisienka na torcie.

Najgorsze wrażenie robi toaleta, parafrazując Kazika "wszystkie kible ..., wszystkie deski ...". Brrrr, najgorsza w jakiej byłem.

Reasumując olimpijsko: papu - Kamil Stoch, wystrój - Maciej Kot, obsługa - Piotr Żyła, ceny - Krzysztof Biegun.

Jeść czy nie jeść: zdecydowanie jeść

Linka do "Siódmej Ulicy" tutaj