piątek, 12 marca 2010

("Na Kuncu Korytarza") "Na kolana chamy ...

... śpiewał Lucjan Pavarotti". Mili blogaskomaniacy! Czas na święcenie pierwszych triumfów, wasz skromny piszacy te słowa, wieczerzał z Celebrytami! Przez duże "C". I to wiecie z takimi prawidziwymi Celebrytami (przez duże"C"), którzy popularnością dorównuja Dodzie i Nergalowi, Małgorzacie Foremniak i Rafałowi Maserakowi, Mrozowi i jego dłoni, Beacie Kozidrak wraz zespołem "Bajm", Joli Rutowicz i komuś tak niszczęśliwemu kto jest jej partnerem. (wszystkie zapisy o celebryctwie są powered by pudelek.pl - jedyny tru prawdziwy serwis o zyciu). Wypatrujcie ich niebawem w "Tańcu z gwiazdami", nie będę ich przedstawiać gdyż sądzę, że rozpoznanie Celebrytów-gości blogaska nie sprawi kłopotów.
Taaaaak, rozpisałem się nieco odbiegając od tematu. Dzisiejszy lokal "Na Kuncu Korytarza" został oczywiście zaproponowany przez moich miłych i znanych w szerokich kręgach gości. Mieści on się na Zamku Książąt Pomorskich (praktycznie sami Niemcy te książęta, więc nie wiem o co takie halo ale cóż, niech mają) i jest lokalem ogromnym, w końcu mieści się w komnatach pałacowych po których przechadzał się sam Najjaśniejszy Pan! (tak naprawde tego nie wiem, ale zdanie brzmi po prostu wspaniale). Lekką ręką lokal zajmuje circa dziewięć milonów metrów sześciennych powierzchni, ale niestety większość nie jest widoczna dla mugoli. Zamek niby jest odbudowany w stylu renesansowym, ale sklepienia u niejednego Gota wywołałyby łzy wzruszenia i opowieści o starych dobrych czasach, gdzie w gości zabierało się solidny mur obronny.
Celem zobrazowania wystroju muszę uciec się do wyobrażni blogaskomaniaków:
- wyobraźmy sobie wielkie pudło
- wrzućmy tam wielu wygłodzonych artystów
- zróbmy dziury w pudle, co by się nie podusili, ale tylko z góry by nie pouciekali (jak trzeba to szybkie są te artysty, tylko odwrócić głowę i hyc hyc do biblioteki potrafią uciec)
- wrzucić do pudła pare utensyliów atrystycznych
- krzyknąć "hej artysty, ładnie tu ma być!"
- dla pewności wstrząsnąc pudłem dwa-trzy razy
- wypuścić
- trzymać tam przez dwa dni od czasu do czasu wrzucając jedzenie.
Tak właśnie należy wyobrazić sobie wystrój lokalu.

Ze względu na rozmiar lokalu samo dojście do stolika zajmuje eon z okładem, ponieważ kelnerzy poruszają się za pomocą wskazań kompasu chwilę potrwa zanim nas znajdą. Nas obsługiwała pani z twarzą ogorzałą od słońca i rękami wprawionymi do powożenia psimi zaprzęgami - widać, że trzy dni jechała by zamówienie odebrać. (Maleńka dygresja - z powodu zniknięcia "Milano" usuwam z pierwszego miejsca urodowego panie tam pracujące, na najwyższy stopień podium wskakuja sliczne acz leniwe panie z "Belle Epoque") Karta meniu ewidentnie nosi na sobie ślady po przejściach artystycznego szału.
Nadejszła wiekopomna chwiła - wybór dania. Celebryci (zakochana para Jacek* i Barbara* - *imiona zmienione) wybrali wspólną zuppę (i wyjadali sobie z dzióbków - co za temat na główna pudelka!) znaczy się flaczki, ja natomiast zupę borowikową. Dania główne - Celebryci odpowiednio: makaron z kurczęciem i orzechami włoskimi, pierogi z kaszą gryczaną, ja - kopertę łososia ze szpinakiem oraz ziemniakami. Ważne wyrażenie - dewiacja magnetyczna, widać było, że nie wszyscy kelnerzy ją należycie skompensowali, stąd czas oczekiwania na danie może wydać sie nieco monotonny - nie dla mnie oczywiście, zabazpieczyłem się na ten przypadek, oczyma jak spodki chłonąc Celebryckie życie.
Nagle! Zaszczekały psy, dało się usłyszeć szus sań, znaczy podano do stołu. Do zuppy borowikowej otrzymałem grzanki, zuppa była bardzo smaczna i bardzo grzybowa w smaku czyli zjadłem to co chciałem zjeść. Polecam. Oczywiście spróbowalem też flaczków, ale aby właściwie ocenić danie mili Czytelnicy, przytoczę opinię Celebrycką: "nie za ostre w sam raz, nie gumowe, a świeżutkie tak, że włosy im można czesać". Pamiętajmy - celebryci nadają na innych poziomach transcendencji, wielbijmy ich.
Parę słów o sztućcach, kiedy je ujrzałem - zbladłem. To nie były sztućce to były sztućcochy, spokojne można było nimi szlachtować niedźwiedzie, bardzo duże i bardzo ciężkie. Już wiem, że żart o tym jak można się podrapać po twarzy jedząc nożem i widelcem - to nie jest żart. Innymi słowy sztućce dla ekspertów.
Dość o imponderabiliach, czas na danie główne. Mimo artystycznej otoczki miejsca, ciężaru wieków danie było podane bardzo pozywywistycznie i praktycznie. Kieszeń z łososia, okazała się być kieszenią w której zgrabnie umieszczono szpinak, obok walały się kartofelki.
- ziemniaki dogotowane, aczkolwiek ich nuta nie grała perfekcyjnie, wyczułem pewne delikatne zafałszowanie w solnej linii melodycznej co jednak nie przytłumią bardzo dobrego wrażenia - i koperek,
- szpinak podobnie jak kartofelki bardzo dobre, jednakże dopełnienie elementem, w którym szpnak taplany był, pozostawiło pewien niedosyt, smak nie uzupełniał się do końca tak jak należy, aby wystawić mu notę perfekcyjną,
- łosoś smażony, przez co miał mocny, charakterystyczny, pięknie wydobyty smak ryby morskiej, określony przez Celebrytów jako "walenie błotem" (coż, transcendencja) może i błoto, ale za to jakie pyszne, za to błoto należą się najwyższe oceny. Błoto jest jak złoto!

Mili Celebryci pozwolili zapoznać się z ich daniami. Tutaj należy się mała dygresja, miło konserwatyzmu miejsca i ciężaru smaków proponowane dania mają w sobie odrobinę szaleństwa: makaron z orzechami czy pierogi z kaszą gryczaną nie są daniami ogólnie znanymi i popularnymi. Miałem mozliwość zapoznania się z ciekawymi wiązaniami smaków, bardzo mi one odpowiadały, więc wielbiciele wrażeń to lokal dla Was.

Aby udać się do toalety, należy poprosić o mapę i busolę, skompensować dewiację magnetyczną (robimy to przez ustawienie naszego psiego zaprzęgu odpowiednio na północ, południe, wschód i zachód, porównanie wskazań naszej busoli z wskazanimi busoli wzorcowej, i ewentualną kompenstatę odchyleń za pomocą niewielkich magnesów). Po dotarciu na miejsce widzimy brutalizm. A papier jest nieszary, siła spłuku jest tak wielka, że należy się czegoś trzymać by nas nie wymiotło z tamtego miejsca, pachnie też nieźle. A brutalizm to sztuka.

Rasumując: papu - "idę pod prąd", wystrój - "świeci jak miliony monet", obsługa - "w twojej jest to gestii czy ulegniesz mej sugestii", ceny - "twój wzrok za mną goni, już wiem, że nie mogę się obronić"

Ostatnio w kulturze popularnej pojawił się związek frazeologiczny: "miliony monet". Chciałbym na łamach blogaska zdefiniować ów milion monet posługując się matematyką oraz literaturą fachową. Dziesięć tysięcy złotych - to milion jednogroszówek. Dziesięć tysięcy złotych to milion monet, ale nie "miliony monet". Dwadzieścia tysięcy złotych to dwa miliony monet, ale uwaga, pierwszy milion sie nie liczył więc nie możemy tego uznać. Trzydzieści tysięcy złotych - to są "miliony monet". Pierwsza osoba która w komentkach napisze z jakiego dzieła korzystałem wyliczając "miliony monet", wygrywa zaproszenie do lokalu.

Jeść czy nie jeść: Jeść!

Linka do "Na Kuncu Korytarza"

18 komentarzy:

  1. z pewnością z jednego z dzieł pratchetta

    wiesz kto

    OdpowiedzUsuń
  2. nie??

    co za żal

    OdpowiedzUsuń
  3. no coz, liczba prob nie jest ograniczona

    OdpowiedzUsuń
  4. jeśli to nie prachett, to musi być papcio chmiel a wyliczenia tak srupulatne odpowiadaja profilowi psychologgicznemu A'toma.

    OdpowiedzUsuń
  5. sugerowanie, ze czytałeś coś poza prachettem i chmielewskim to już wysokich lotów fantastyka .. hmn.. lem?

    OdpowiedzUsuń
  6. zatem rzecz dotyczyła talarów - oficjalnej monety Hogwartu, których miliony - jak wiemy dokładnie 3 - odziedziczył Harry po księciu półkrwi. gdyby nie defekt hematologiczny ksiecia byłoby to 6 milionow, czyli miliony i miliony monet.

    OdpowiedzUsuń
  7. nadal nie :) a "HP" nie czytalem...

    OdpowiedzUsuń
  8. to była złośliwa sugestia w akcie zemstry, gdyz czas zlozyc bron i ustapic pola innym pretendentom do panskiego stołu

    OdpowiedzUsuń
  9. Mości Panie, kubatury od powierzchni nie odróżniamy?

    OdpowiedzUsuń
  10. owszem, ale konwecja zezwala na ignorancję w tej kwestii :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Konwencja pozwala, ale dobremu księgowemu nie przystoi.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ignorancja matematyczna powinna być karana nadaniem dożywotniego tytułu "Tumanisty". :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Niejaki Mrozu nagrał piosenkę pt. "Miliony Monet". Wygrałem?
    Aha - zostało jeszcze kilka książek z ostatniej paczki, których nie czytałeś, jeżeli wygrałem, to przyniosę worek z buchami do knajpy.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie, chodzi mi skąd wzialem sposob wyliczania "milionów monet"

    OdpowiedzUsuń