sobota, 20 marca 2010

("Klubik") Klęska urodzaju

Zdrastwujcie blogaskomaniacy, to trzeci wpis na przestrzeni niemalże tygodnia, sam nie wiem jak znoszę te obciążenia obowiązkami smakosza. Być może to moc Gosi Andrzejewicz daje mi tą niepostpolitą siłę. Dziś mili blogaskomaniacy przygotujcie się na podróż do stolicy pięknego, nadmorskiego województwa zachodniopomorskiego. Lokal mieści się tuz obok, jak zapewnia straona inetretowa: "8 sekud drogi", od Zamku Książąt Pomorskich (praktycznie sami Niemcy te książęta, więc nie wiem o co takie halo ale cóż, niech mają). Po napisaniu tych słów mam uczucia takie oraz takie. Lokal znajdziemy w piwnicy kamienicy, schodzimy doń po drewnianych schodach, wnętrza znajdziemy przestronne, styl ich określiłbym jako "Kaziemierz Wielki", ponieważ wejście do lokalu jest drewnianne a poźniej już tylko mury, mury, mury (no i cegły). Na szczególną uwagę zasługuje fortepian znajdujący się w rogu lokalu (przypominam fortepian jest hotyzontalny a pianino wertykalne). Zadziwia mnie ostatnio trend w obsłudze gości, gdyż znów był mikst. No cóż, jedyne co mogę zarzucić obsłudze to jej zbyt duże zainteresowanie naszym stolikiem (oczywiście przyprowadziłem współkonsumenta).
Krótka lektura karty bardzo satysfakcjonuje, ryby są bogato reprezentowane, a w kategorii rozmaitości są dania wegetariańskie - co za odmiana po tym traumatycznym przeżyciu!
Ponieważ w swej karierze smakosza zjadłem już miliony łososi, zdecydowałęm się na cyt.:"pstrąg z rusztu, z koperkowym sosem i warzywami soute", współbiesiadnik cyt. "medaliony z polędwicy wieprzowej z duszonymi grzybami, sosem na francuskiej musztardzie i ziemniaczanym roesti".
Do dania otrzymałem po raz pierwszy w historii moich podróży dwa widelce, wielce mi się to spodobało, w końcu ktoś hołduje tradycji. Same sztućce to apoteoza smukłości, kolejne Ferrari wśród sztucców. Tutaj należy się ostrzeżenie, to nie jest lokal dla samotnych ludzi widać, konserwatywne podejście do modelu rodziny, albowiem czas oczekiwania na danie u osób wrażliwych i samotnych może wywołać myśli samobójcze. Za to w szerszym gronie można ciekawie porozmawiać, przeprowadzić nawet dowód Wielkiego Twierdzenia Fermata ( w skrócie WTF)! Lokal faktycznie jest ostoją konsewatyzmu, gdyż hołduje trendom widocznym już w latach 40 zeszłego wieku, minimalizm nasuwa się na myśl w momencie otrzymania dania (aczkolwiek pstrąg był dłuuuugaśny). Sam pstrąg smakówał bardzo dobrze, słodkowodnie, jako rusztowany, ku mojemu zdziwieniu dość intensywnie z wierzchu i dopiero z postępującym łagodzeniem smaku w miarę posuwania się w głab, miłe zaskoczenie gdyż spodziewałem się jednolitości. Sos koperkowy w smaku kopru nie przypominał, ale ekspertem nie jestem, może to był koper wędrowny? Warzywka sote, smakowały jak warzywka sote, dało się poczuć nawet jakieś ocalałe witaminy. Prawdziwym wyzwaniem okazało się danie współbiesiadnika, okazało się być rozwodnioną gumą do żucia (o objętości tejże), utaplaną w musztardzie, a szwajcarskich placków ziemniaczanych była znikoma ilość.
Desery: "Fantazja z kwaśnych wiśni, świeżych pomarańczy i lodów waniliowych" oraz "Owocowe preludium - lody mieszane, sos pomarańczowy,świeże owoce, bita śmietana". Pomarańcze charakteryzowały się dużą dozą niewidzialności, były wyjątkowo trudne do znalezienia. Poza tym, desery były miłą poprawą humoru: bardzo duże porcje, wiśni wręcz zatrzęsienie, puchar lodów sprawamiał wrażenie nieskończoności, a wszystko bardzo ładnie udekorowane kszatałtną fantazją z karmelu. Jak się chce to się potrafi.
Toaleta to kwintesencja politycznej poprawności, wszystko zrobione tak by nikogo nie urazić, ale i nie zachwycić. Jest wygodnie, pachnąco i biało, ale bez kopa wrażeń takiego jak tu czy tu.

Na koniec konkurs, jako że ostatni cieszył się przeogromną popularnościa. Skąd pochodzi cytat: "Święty pierunie przybądź w gości, do tej co kiecki mi zazdrości", nagrodą jest oczywiście zaproszenie do lokalu.

Jeść czy nie jeść: Na własne ryzyko - ryba dobra, ale wielkość i wielka niewiadoma smaku innych dań, nie pozwala mi na indukcyjne rozwinięcie dobrych wrażeń z ryby na ogół oferty resturacji.

Reasumując: papu - Władysław Łokietek, wystrój - już wspominany Kazimierz Wielki, obsługa Bolesław Śmiały, ceny- ten sam król ale z innym przydomkiem czyli Bolesław Szczodry. Nie przypuszczałem, że ocenami zmieszczę się w samych Piastach.

Linka do "Klubiku" tutaj

PS. Klubik załapał się do kalendarza ze szczecińskimi policjantkami.

6 komentarzy:

  1. cytat ani chybi pochodzi z Balladyny

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście z "Festiwalu Czarownic" Janusza Christy, czyli Kajko i Kokosz w akcji. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brawo! Zapraszam do lokalu w ramach nagrody.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kłaniam się nisko, skaczę z radości i nie omieszkam skorzystać z wygranej przy okazji któregoś powrotu do macierzy. :-)

    OdpowiedzUsuń