sobota, 21 lipca 2012

("Tajemniczy ogród") Bul-Kathos prowadzi mą dłoń!

Niespodzianka drodzy blogaskomaniacy! To znów ja na nieustającej ścieżce poszukiwania najprawdziwszej prawdy! Wliczając tytuł znów mamy czwarte kolejne zdanie zakończone wykrzyknikiem! (opinia opinie blog konesera kulinarnego galaktyki <- tutaj patrz przeglądarko) Sam tytuł wskazuje, że nadal gram w diablo czy a mój rekord ubitych wrogów na hita wynosi aktualnie 33 sztuki. Skoro smutne sprawy techniczne mamy już za sobą przejdźmy do klu programu.

Veni

"Tajemniczy ogród" to nie tylko tytuł książki czy filmu Agnieszki Holland, od pewnego czasu to również nazwa lokalu kulinarnego w mieście, które już posiada halę sportową o pojemności przekraczającej siedemset osób. "Tajemniczy ogród" (przeglądarko!) wyjątkowo nie znajduje się na ulicy Warownej jak każdy lokal w Stargardzie, ale blisko skrzyżowania ulic Piłsudskiego i Mickiewicza. (jeden z nich to Wódz Naczelny a drugi wieszcz, należy sobie te pojęcia przypasować, podpowiedź: Mickiewicz tworzył polskie oddziały w Turcji). Podobno w tej lokalizacji wcześniej był sklep obuwniczo-torbkowo-jakiśtam, no wiecie blogaskomaniacy, tam gdzie kobiety uczęszczają. Po odnalezieniu lokalizacji wchodzimy do środka...

Vidi

... i doznajemy szoku w dwa tysiące dwunastym roku (to cytat jakby co). Jak na prowincjonalne stargardzkie warunki lokal jest ogromny, szacun dla właściciela za naprawdę ambitny biznesplan. Widać też duże starania w utrzymaniu klimatu tytułowego ogrodu gdyż ilość zielska na ścianach i stolikach jest porażająca. Można poczuć się jak w dżungli która jest do kolan, bez lian no i w samych przyprawach. Dominują kolory biały i zielony a ściany udają odrapane. Po posadzce idzie się w beż. (Jakiego koloru są moje zęby? Be-żowe). Całości uzupełniają stroje kelnerek, które absolutnie do wystroju nie pasują, a przypominają z grubsza to. Płowowłosa pani kelnerka zjawia się po pewnym czasie i przynosi karty menu. Karty menu są ręcznie robione, rysowane i zszywane, i otrzymałem egzemplarz który nie dał się otworzyć za bardzo. Przestrzegam tez przed jakąkolwiek próbą energicznego przeglądania tejże, bowiem moze dojść do niezamierzonego aktu sabotażu. Na osobną wzmiankę zasługuje sposób dostarczenia sztućców - w konewce. Same sztućce nie wyróżniają się niczym szczególnym. Dania przybywają na okrągłych talerzach, które nie nadają się do dźwigania zup, albowiem mają otwory na obwodzie. Wracając do dań...

Consumati

... oczywiście do lokalu udałem się w towarzystwie, by zasięgiem swych gąb objąć większą próbkę testową. Na danie czeka się imponującą ilość czasu, co niekoniecznie jest wadą, należy o tym pamiętać.
Zamówiono co następuje:
- smażony łosoś z ziemniakami i bukietem warzyw
- to samo, tyle że nie łosoś a dorsz
- szarlotka z czekoladą, lodami i porzeczkami

Mając w pamięci poprzednią wyprawę stwierdzam, że kucharz "Tajemniczego ogrodu" zna się na smażeniu, mało tego jest w tym wyśmienity. Łosoś był niesłychanie delikatnie przyrządzony i dało się wyczuć jego charakterystyczny mdławy smak, nietłumiony panierką czy nadmiernym obsmażeniem. Przeżyłem też deja vu, przeżyłem też deja vu, ponieważ łosoś był tak delikatny że dałoby się go spokojnie rozsmarować nożem. (Ach, czy ktoś jeszcze pamięta ten wpis?) Podobna sprawa miała się z dorszem, oczywiście sam smak dorsza jest nieco inny, moim zdaniem lepszy, ale to już indywidualna sprawa każdego smakosza. Niestety co kucharz nadrobił smażeniem, to pokpił w gotowaniu, ziemniaki nie były miękie a brokuły były centralnie twarde. W ogóle. Bez kitu. Chłosta! Kamień(iem). Na marginesie dodam, że wszystkie porcje były olbrzymie, w przypadku szarlotki lepszym określeniem będzie szarlota (Pawel). Oczywiście deser wyśmienity.

Najlepsze zostawiam na koniec. Toaleta. Toaleta. Toaleta marzeń. W toalecie pachnie lepiej jak w lokalu, wystrój tu jest najlepszy, dobór barw i kształtów fenomenalny. Z czystym sumieniem można można wziąć jedzenie, odejść od stołu i skonsumować w toalecie. Powstrzymam się od opisu by nie spojlować, każdy powinien iść i zobaczyć to dzieło sztuki.

Reasumując: wystrój - Królowa Aranea, obsługa - Zoltan Khull, papu - Ghom Pan Łakomstwa, ceny - Gavin Złodziej.

Jeść czy nie jeść: tylko do gotowania można się przyczepić, ale toaleta przebija wszystko, więc niech Bul-Kathos prowadzi wasze nogi do tego miejsca! Znaczy się - jeść.

Linka do "Tajemniczego Ogrodu" tutaj, ale lipna ta stona na razie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz