piątek, 6 września 2013

("Baryłka") Kościuszko ty nasz bohater

Od morza aż do Tater. I te Tatery są słowem kluczowym w dzisiejszej opowieści tak jak występy czirliderek przed meczem Polska Czarnogóra. Witajcie drodzy blogaskomaniacy na chwałę Gosi Andrzejewicz! Dziś recenzja będzie z nowo odwiedzonego miasta, miasta w kótrym na każdym rogu można kupić ser z gór. Praktycznie na każdym. Jak łatwo można się domyślić recenzja będzie z najbardziej górskiego z polskich miast czyli Gdańska. Mam wyjątkowe szczęście do prestiżowyh miast gdyż Gdańsk jest trzecim najbardziej prestiżowym miastem z województwa małopolskiego zaraz po Starogardzie i Kościerzynie.

Veni

Gdańsk to bardzo piękne miasto, stolica polskich gór, posiadające niezwykle piękne Stare Miasto, przez które przepływa Mołtawa. U brzegów tego cieku wodnego przycupnęła alejka wypełniona różnorakim lokalami gastronomicznymi. "Baryłka" zdecydowanie wyróżnia się na ich tle mamiąc ewentualnych konsumentów imponującym tarasem, znajdującym się na wysokości kilku metrów z doskonałym widokiem na Giewont i Morskie Oko. Niech słowa zastąpią czyny, toteż zaprezentuje tutaj wyżej wymieniony widok.


Vidi

LEWANDOWSKI NA 1:1! W KOŃCU!
Ulica Długie Pobrzeże jest wypełniona lokalami, każdy z nich kusi przechodniów, każdy stara się prezentować jak najlepiej inwestując w naganiaczy (nie wiadomo dlaczego omijali mnie szerokim łukiem, a przecież jestem bardziej reprezentacyjny niż nasza pierwsza jedenastka). Wcześniej opisałem dlaczego zdecydowałem się na "Baryłkę". Wchodzących wita kelnerka prześlicznej urody i wiedzie na wcześniej wypatrzone miejsce na tarasie. Taras znajduje się na trzeciej kondygnacji i aby się tam znaleźć naprawdę trzeba się na schodach naspacerować. Podczas podróży w górę, zapuściłem żurawia (he he he) do innych pomieszczeń dla gości i muszę przyznać, że wyglądały one luksusowo. Ja, wraz z zaproszonym gościem wybierając taras otrzymaliśmy w zamian komplet zwykłych mebelków tarasowych z podusiami, którym każdy halny niestraszny (oprócz podusi). Talerze, na których podano dania były duże i okrągłe a dodane sztućce także duże ale za to lekkie. Z dań w karcie zamówiliśmy (nazwy dań podaję za kartą):
- halibut z pieca serwowany z sosem kaparowo-porowym, czarnym ryżem i warzywami grillowanymi
- smażony filet z bałtyckiego dorsza serwowany z sosem cytrynowym, z ziemniakami z wody posypanymi natką pietruszki oraz z sałatką z pory.
Dania otrzymaliśmy po około dwudziestu pięciu minutach czekania.

Consumati

Przyznam się, że to mój pierwszy restauracyjny halibut więc nie mam odpowiednio nabudowanej bazy wrażeń percepcyjnych. Otrzymane danie miało ciekawy kształt odmienny niż klasyczne dzwonko. Smak halibuta również można nazwać charakterystycznym, ciężko opisać te dodatkowe nuty wrażeń, najlepiej sprawdzić samemu, na pewno nie będzie zawodu. Z mojego punktu języka danie było bardzo smaczne, delikatnie kwaśnawy smak ryby morskiej z dodatkową nutą. Dodany sos kaparowo-porowy bardzo dobrze uzupełnił się z ryżem i halibutem. Warzywka grillowane normalnie, ale tutaj cieżko się wybić, ale i ciężko zepsuć to danie.
Filet z bałtyckiego dorsza zaprezentował się znajomo bez dodatkowych egzotycznych wrażeń. Smażenie wraz z sosem cytrynowym zapewniło rybie bardzo dobry smak. Dodane do dania ziemniaki były przyrządzone znakomicie, a jak uczy doświadczenie dogotowanie ziemniaków w restauracjach to wcale nie jest oczywista oczywistość. Sałatka z pory gorzkawa, poprawna i w sumie  najsłabsza z całej biesiady. Obydwa dania zostały starannie obfotografowane i na zdjęciu poniżej można nasycić się ich widokiem.



Prawda, że urocze?

W toalecie nie byłem, pozostaję więc w nieutulonym żalu z tego powodu.

Reasumując: papu - Rysy, wystrój - Giewont, obsługa - te Rysy obok Rys, ceny - Gerlach.

Linka do "Baryłki" tutaj.

Jeść albo nie jeść: jeść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz