poniedziałek, 6 września 2010

("Bagatelle") WWBBD

Blogasek to siła! Blogasek to potęga! Na potęgę posępnego blogaska! Blogasek, Ojczyzna, Honorarium! Z podwójną mocą rzucamy się do kolejnych recenzji. Drodzy blogaskomaniacy blogasek ma się dobrze a jego rozwój jest kontynuowany. Wertepy historii rzuciły mnie na głęboką prowincję, znaczy do Stargardu (gdzie hala sportowa może pomieścić zaledwie żałosną liczbę dwóch i pół tysiąca ludzi). Wieść gminna niosła o budowie nowego lokalu, toteż sam rozum podyktował o konieczności udania się w to miejsce.

Lokal wpasowany jest w mury miejskie, aczkolwiek sam przypomina lekko pochylony pawilonik. Prowadzi do niego miły chodniczek, przez wyłożoną żwirkiem powierzchnię, która zapewne wesoło chrzęści pod stópkami.Po otworzeniu masywnych drzwi mamy dużą szansę wyłożyć się na schodkach, sam lokal jest przestronny i zaopatrzony w ganek (aż się prosi zacytować wieszcza: "Na głowie kwietny ma wianeeeeeek, w ręku zielony badyleeeeeeek, a przed nią bieży baraneeeeeeeek, a nad nią lata motyleeeeeeek, zaraz wyjdzie na ganeeeeeeeeek" - cytat może być niedokładny). Wierni czytelnicy na pewno pamiętają poprzedni wpis dotyczący "Radeckiego", gdzie mieliśmy do czynienia z drewnem. "Bagatelle" jest przeciwwagą - mamy dużo elementów metalowych , zupełnie jakby ktoś wpuścił kowala w szale twórczym, po prostu totalny szał kowadła, a co z tym idzie dominującym kolorem w lokalu jest oczywiście kolor zimnej stali, aczkolwiek gdzieniegdzie ktoś starał się upchnąć elementy przypominające drewno.

Pani kelnerka zjawia się szybko i przynosi meniu papierowe spięte zszywką - zamiłowanie do metali na każdym kroku (zastanawiam się ile to hut musiało umrzeć, by stworzyć te bizancjum wystroju). Meniu zawiera rozsądną ilośc dań z ryb, ale miłośnicy słodkości prawdopodobnie muszą przemycić jakieś batony ze sobą - znajdziemy cały jeden deser! Dość o imponderbiliach, nadszedł czas zamawiania, raczyłem byłem wybrać halibuta w ziemniakach, opartego na sałatce, moja arcymiła współkonsumpczyni penne z tuńczykiem (w moim systemie wartości tuńczyk nie jest rybą, a czymś w rodzaju krowy). Otrzymane sztućce były bardzo lekkie, znaczy lokal otwarty jest dla osób, które dopiero uczą się posługiwać nożem i widelcem (a po zaszyciu się w kąciku, można jak człowiek, jeść palcyma). Z lekkim zdumieniem muszę stwierdzić, że "Bagatelle" nie jest lokalem dla zakochanych, dania pojawiają się tak szybko, że nie ma co liczyć na chwile powłóczysztych spojrzeń, czy charakterystycznych brwi uniesień.
Halibut okazał się być halibutem sote (czyli bez panierkowych wspomagaczy), bardzo delikatnym i bardzo smacznym, polecam wszystkim danie do wypróbowania - bo tak właśnie powinna smakować ryba, danie to może posłużyć wszytkim wątpiącym jako wzorzec do smakowania ryby.
Bardzo miłe zaskoczenie nastąpiło przy ziemniakach, pieczone z dodatkiem tajemnego składnika, który bardzo smak poprawiał, tak przyrządzone kartofle zdarzają się rzadko. Dla przeciwwagi sałatka była słaba, nijaka i w dodatku głównie sałata. Dodatkowy minus za kształt naczynia do penne, gdzie nie dało się oprzeć żadnego sztućca o jego krawędź! (jak można tak niszczyć sztukę konwersacji, gdzie jak wiemy dużo się gestykuluje rękami)
Toaleta konwencjonalna, oczywiście jej wystrój nijak nie pasuje do wystroju lokalu (co jest stałą praktyką - dziury w budżecie albo coś), bez ekscesów. Jedynym problemem jest zamek w toalecie, trzeba mieć siłę trzech tytanów by go przekręcić.

Reasumując: wystrój - Surya Bonaly, obsługa - Grzegorz Filipowski, papu - Brian Boitano, ceny - Debbie Thomas w programie mistrzów.

Jeść czy nie jeść: jeść

Linki do "Bagatelle" nie ma. W zamian - coś głupiego.

PS. Ogłaszam konkurs esemesowy, nagrodą satysfakcja. Co oznacza skrót w tytule. Dodam, że podwpowiedź jest zawarta we wpisie.

10 komentarzy:

  1. "gestykuluje rękami" - dziś szef kuchni zaprezentuje nam gestykulację nogami.
    Co zrobiłby BB. Satysfakcję wręczyłem sobie już sam.
    Filipowski też jest na tubie: http://www.youtube.com/watch?v=l8to10YC9mk
    Ale on tu pewnie czwarty, jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie poprawiam, bo moja słoma z butów musi być uwieczniona

    OdpowiedzUsuń
  3. WWBBD czyli what would big belly dine

    OdpowiedzUsuń
  4. WWBBD to ani chybi odezwa do kelnerów i kucharzy wykrzykiwana już od progu :"Wpadł Wybitny Bloger, Bądźcie Drżący" .. i dalej "O Swe Zapasy".

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak na razie, poprawna odpowiedź nie została ujawniona

    OdpowiedzUsuń
  6. Wielki wprost beznadziejny brak deserów lub Wielki włochaty baranek bieży dziko ku ogromnemu kitkatowi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. zima zima zima pada pada śnieg :)2 listopada 2010 11:26

    What Would Brian Boitano Do

    OdpowiedzUsuń
  8. Odpowiedzi smsem przesyłać należy.

    OdpowiedzUsuń
  9. zenujacy blogger heh ze stettina wielkiej wsi z tramwajami i zamknieta stocznia - zenula mesje

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzieki dzieki jestem wzruszony - w końcu ktoś szczery :)

    OdpowiedzUsuń